Aktualności Dodano: 26 marca 2024

"20 000 gatunków pszczół" DKF Wiesława Kota

Data rozpoczęcia: 2024-04-26 18:00
Data zakonczenia: 2024-04-26

reżyseria: Estibaliz Urresola Solaguren
scenariusz: Estibaliz Urresola SolagurenFrançois Ozon
gatunek: dramat
produkcja: Hiszpania
premiera: 22 lutego 2023 (świat)
7 nagród / 16 nominacji

 

Kwietniowe spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota spędzimy z kinem hiszpańskim. Zapraszamy na seans głośnego filmu "20 000 gatunków pszczół", zdobywcę m.in. trzech Nagród Goya. Warto zobaczyć go z nami! Przed filmem krytyk wygłosi prelekcję dotyczącą produkcji, a po seansie, jak zawsze, dyskusja. 

 

 

Dzisiaj, Mili Państwo, film na coraz częściej rozpracowywany w kinie temat tożsamości płciowej. My obejrzymy obraz w filmowym podgatunku coming-of-age, który zajmuje się tymi problemami w wieku dojrzewania.

Oto film hiszpański, a dokładniej baskijski, pod tytułem „20 000 gatunków pszczół” napisany i wyreżyserowany przez panią Estibaliz Urresoli Solaguren. Film został wysoko utytułowany w zeszłym roku na Berlinale, czyli na festiwalu zainteresowanym żywo kwestiami społecznymi. Zdobył Srebrnego Niedźwiedzia w konkursie głównym dla Sofii Otero za najlepszą rolę pierwszoplanową, Nagrodę Gildii Niemieckich Kin Arthousowych dla pani reżyser Estibaliz Urresoli Solaguren. Jej też przypadła nagroda czytelników popularnej berlińskiej gazety „Berliner Morgen Post”. Pani reżyser była też nominowana do Złotego Niedźwiedzia za reżyserię. Nominowano ją także do naszej nagrody „Orły” w kategorii najlepszy film europejski, podobnie jak do  Nagrody Europejskiej Akademii Filmowej w kategorii odkrycie roku. W Hiszpanii posypały się miejscowe nagrody filmowe „Goya” w niemal wszystkich kategoriach, a na festiwalu w San Sebastian, w Kraju Basków, pani reżyser zdobyła Nagrodę Specjalną. Jak na debiutantkę w fabule, to naprawdę bardzo dużo.

 

 

Przybliżmy nieco postać pani reżyser, która sygnuje się trójczłonowo. I już wyjaśniamy: w tym zestawie Estibaliz to imię,  Urresola to nazwisko ze strony ojca,  Solaguren to nazwisko ze strony matki. Pani reżyser urodziła się w 1984 roku, więc liczy sobie lat 40. Pochodzi z Kraju Basków. Studiowała tam na kilku uczelniach, specjalizując się coraz ściślej w tematyce telewizji i filmu. Dziś jest reżyserką, scenarzystką i producentką. „20 000 gatunków pszczół” z zeszłego roku to jej pierwszy film fabularny. Wcześniej nakręciła np. półgodzinny film pt. „Cuerdas” o chórze żeńskim działającym w przemysłowym miasteczku, który utracił dofinansowanie gminy i grozi mu rozwiązanie. Tymczasem lokalna firma, której fabryka skaziła okolice miasta, oferuje sponsorowanie chóru. Oczywiście nie z miłości do muzyki, lecz dla podreperowania własnej reputacji. No i teraz chórzystki muszą podjąć decyzję, czy zdecydować się przyjąć ten sponsoring od niszczyciela natury w całej okolicy, czy też się po prostu rozwiązać. Film został zauważony i zdobył na świecie sporo nagród.

No i teraz film o tożsamości płciowej. Temat jest gorący, ale bynajmniej nie nowy. Niedługo poważna dyskusja naukowa na ten temat liczyć sobie będzie ze 150 lat. Wywołały ją prace doktora Zygmunta Freuda, a szczegółowiej zajął się tą kwestią Magnus Hirschfeld, Niemiec, prekursor seksuologii. Swoje badania i teorie rozwijał w latach 20. i 30. XX wieku. Pisze o nim obszernie Olivia Laing w książce „Republika ciał. Eseje o wyzwoleniu”. Wspominam o tym także dlatego, że przeczytałem ją dzięki użyczeniu kodu dostępnego w kościańskiej bibliotece. Za co dziękuję i zachęcam, by pójść w moje ślady. Autorka pisze: „Nie, zdecydowanie nie można było mówić o ostrej granicy między mężczyzną a kobietą, hetero- a homoseksualnością. W 1910 roku Hirschfeld obliczył, że istnieją czterdzieści trzy miliony potencjalnych kombinacji płci i seksualności, niemal nieskończone spektrum możliwości, daleko wykraczające poza naszą współczesną ostrożną akceptację płynności genderowej i seksualnej”.

Dalej autorka cytuje doktora Hirschfelda: „W każdym z nas jest inna mieszanka pierwiastków męskich i kobiecych i podobnie jak na jednym drzewie nie znajdzie się dwóch jednakowych liści, tak samo jest bardzo mało prawdopodobne, żeby dało się znaleźć dwóch ludzi, u których cechy męskie i kobiece dokładnie sobie odpowiadają pod względem rodzaju i liczby”.

 

 

Wracamy do filmu. W tych „20 000…” celem pani reżyser było, aby widzowie poczuli wzloty i upadki rodziny z transpłciowym dzieckiem. Inspiracją do napisania tej historii był wypadek autentyczny – samobójstwo transpłciowego 16-letniego chłopca z Kraju Basków, który na próżno czekał na leczenie hormonalne. Do rąk Urresoli trafiła przejmująca notatka, którą chłopak zostawił, aby dać wyraz swojej rozpaczy i nadziei oraz chęci, by jego rozpacz i cierpienie nie poszły na marne; by społeczeństwo usłyszało głos zarówno jego, jak i innych cierpiących dzieci. Scenarzystka i reżyserka filmu weszła w kontakt z regionalnym stowarzyszeniem na rzecz rodzin nieletnich osób transpłciowych. Zebrane tam osoby współpracowały z panią Solaguren, a także udzielały wskazówek Sofii Otero, która grała główną bohaterkę.

Reżyserka zwraca uwagę na to, że Coco, który czy która pyta, dlaczego taka jestem czy taki jestem, nie zmienia się przez cały film, tylko szuka narzędzi, żeby wyrazić to, kim naprawdę jest. Natomiast wyraźnie ulega przemianie jej otoczenie, jego nastawienie, czyli rodzina. To jest zgodne z głównym przesłaniem filmu. Oto bez mrugnięcia okiem przyjmujemy do wiadomości, że na świecie istnieje przeszło 20 000 gatunków pszczół, ale jednocześnie bardzo trudno przyjąć nam do wiadomości, że mogą istnieć więcej niż dwie płcie w świecie ludzkim. Mało tego – kultura zachodnia ma skłonność do penalizowania i represjonowania tych, którzy wykraczają poza ten schemat.

I tu film oferuje szeroką gamę postaw, które ujawniają się podczas letniego wyjazdu rodziny na baskijską wieś, do babci. Oglądamy wyraźną niechęć ze strony konserwatywnej babki, przez bierność matki, która jest w tej kwestii zupełnie zagubiona, po ciotkę, która stara się żyć zgodnie z rytmem natury, a więc o wiele łatwiej akceptuje fakt, że Aitor, który chce, by nazywać go Lucią, nie pozwala sobie ściąć włosów i zmyć lakieru z paznokci; nie narzuca mu żadnych ról płciowych i społecznych, i akceptuje tę osobę taką, jaka jest.

Ośmiolatka zmaga się ze swoją tożsamością płciową w trakcie długiego gorącego lata w Kraju Basków. To znacząca okoliczność, ponieważ te długie tygodnie oderwania od szkolnego środowiska, z jego ograniczeniami, czas pełen relaksu, stwarzają warunki, by odkryć się na nowo i zmierzyć ze sferą wolności w sposób o wiele bardziej bezpieczny. To właśnie wtedy i w takim miejscu, w sytuacji odcięcia od bagażu historycznego, można życie zacząć niejako od nowa. Zresztą bardzo często spotykamy się w filmach z sytuacją, w której dojrzewanie rozgrywa się na tle niekończącego się lata. Tutaj mamy do czynienia ze szczególnym stresem i niepokojem. I to właśnie tutaj ośmioletnia dziewczynka nabiera pewności, że to, co przeczuwa, jest prawdą. Po prostu jest dziewczynką, a rodzice i przyjaciele, którzy nazywają ją chłopcem, są w błędzie. To jednak nie jest łatwy proces, ponieważ lato oznacza także kąpiel, oznacza charakterystyczny strój kąpielowy, inny w wypadku dziewczynki i chłopca, co może okazać się szczególnym problemem dla dziecka, które nie czuje się komfortowo w ciele, jakie przypadło mu w udziale. Tak więc dziewczynka po pierwsze odrzuca swoje męskie imię Aitor, przyjmuje neutralnie brzmiące pod względem płciowym imię Coco, a w końcu decyduje się na Lucię, czyli na imię zdecydowanie żeńskie. I tak chce być nazywana przez otoczenie.

 

 

Cały ten proces scenarzystka i reżyserka tej historii przedstawia z niezwykłą delikatnością i dyskrecją. Zaangażowała w filmie wiele ręcznych kamer, które rejestrują najmniejsze detale – błysk uśmiechu, który rozjaśnia twarz Lucii, gdy ktoś komplementuje ją jako dziewczynkę. Kamera rejestruje także chmurę, która zaciemnia jej twarz, gdy babcia na siłę zapewnia, że ma wnuka, a nie wnuczkę. W tle oglądamy także inne formuły zmagania się z własną tożsamością. Matka Lucii, Ane, zmaga się z własną tożsamością jako artystka. Jest początkującą rzeźbiarką, która ciągle pozostaje w cieniu swego zmarłego ojca, którego dorobek, a także reputacja, dominują zarówno w pracowni, jak i w dookolnym życiu artystycznym.

Oglądamy dziecko, które w towarzystwie ciotki Lourdes, w tej roli Ane Gabarain, początkowo wycofane i dość ponure, stopniowo rozkwita. Wszystko dzięki towarzystwu osoby dorosłej, która słucha, nie napomina, nie ocenia ani nie poprawia, gdy Lucia mówi o sobie jako o dziewczynce. Bo inni mają skłonność do ustawiania dziecka w szeregu. Często dzieje się tak dlatego, że ich własne życie sprawiło im ogromny zawód i nie umieją się w nim odnaleźć i pozbierać.

Międzynarodowe uznanie dla filmu nie dziwi, gdyż rzadko który obraz porusza kwestie tożsamości płciowej z taką wyrazistością, a jednocześnie z subtelnością, jak ten. Poza tym posuwa tę dyskusję mocno do przodu, nie unikając zawęźleń i trudności, jakie ona napotyka. Celowo zwolnione tempo akcji służy wyjaśnieniu relacji, oświetleniu stanowisk oraz nawiązaniu przez widza głębokiej więzi z bohaterami. Bez pustosłowia i bez patosu. A jednocześnie tak pokazany problem niejako oddycha intensywnie na naszych oczach.

Zasługą twórczyni filmu jest podjęcie tematu, który w społeczeństwach Zachodu często zamiast dyskusji wywołuje wrzask i tendencję do przekrzykiwania się pożal się Boże ekspertów. Pani reżyser włącza się do rozmowy i na naszych oczach łagodzi ten zgiełk do szeptu. Okazuje się, że kiedy się na ten delikatny temat szepce, słychać znacznie więcej. Posłuchajmy.

 

 

 

piątek, 26.04, godz. 18:00

sala kinowa KOK

wstęp wolny

 

DKF 26.04 „20 000 gatunków pszczół”
Podsumowanie dyskusji

Dziecięcy dramat Lucii uznaliśmy za „wzruszający do bólu”. Szczególnie epifaniczna i wyzwalająca okazała się finałowa scena, w której zaginionej dziewczynki matka poszukuje nawołując dziewczęcym imieniem. Nastąpił zwrot, przełamanie i już nie tylko pszczoły znają prawdę o jej płci. I nie tylko dzieci, które mają intuicję nie otamowaną jeszcze gorsetem konwenansu i kultury. Są w stanie dotrzeć do sedna rzeczy jednym skokiem empatii i zrozumienia.

Duże zainteresowanie wzbudziła gra małej Sofii Otero. Uznaliśmy, że dziecko zagrało z wyjątkowym wyczuciem. Stało za tym bez wątpienia doskonałe porozumienie pani reżyser z dziewczynką. Sofia zapewne nie do końca rozumiała problem, który ilustrowała na ekranie, ale nie szkodzi. Ważniejsze, że umiała dać się prowadzić pani reżyser. No, i musiała mieć „to coś”, co pozwalało jej skupić się na odtwarzaniu swej postaci, często w scenach wycieniowanych psychologicznie. I to w sytuacji, gdy wokoło stała ekipa filmowa, a w nią wymierzonych było kilka obiektywów. Brawo!

 

  

 

Patronat medialny: