Idę… po zapałki

IDĘ... po zapałki

 

Spektakl komediowy

wg „ Dziennika intymnego” Raymonda Queneau

 

1 czerwca 2006 - premiera - Scena Teatru 112 - Kościan, ul. Bernardyńska 2

1 grudnia 2006 - Kościan

19 stycznia 2007 - Gostyń

10 luty 2007 - Kościan

19 luty 2007 - Klub ,,Blue Note" - Poznań

8 czerwca 2007 - Centrum Kultury i Sztuki - Leszno

 

Scenariusz i reżyseria: Janusz Dodot

Muzyka: Michał Dolata

Wykonawcy: Sylwia Jakielczyk - Panna Killarney, Renata Szwarc - Mary, Katarzyna Szymkowiak - Sally, Szymon Sforek - Joel, Wojciech Zep - Barnabé

 

            Spektakl powstał z inspiracji francuskim prozaikiem, poetą i eseistą Raymondem Queneau. O tym pisarzu, jednym z tych, którzy „nie dostali Nobla” i którego twórczość jest jeszcze mało znana polskim czytelnikom. Italo Calvino powiedział: „ być może w niedalekiej przyszłości (…) świat rozpozna w nim mistrza, jednego z niewielu, którzy przetrwają w owym stuleciu, obfitującym w mistrzów fałszywych, stronniczych, nieudolnych lub nazbyt gorliwych”.

            Za mistrza niewątpliwie uznaje go twórca spektaklu „Idę… po zapałki” Janusz Dodot. Pierwszą próbę przełożenia prozy Queneau na język sceny podjął już na początku 2002 roku. Powstaje wtedy monodram pt. „Dziennik poufny” w wykonaniu Karoliny Posały. Monodramem tym zachwycają się zarówno widzowie, jak i jurorzy festiwali. Dowodem główna nagroda na XXXI Ogólnopolskich Spotkaniach Amatorskich Teatrów Jednego Aktora w Zgorzelcu i zaproszenie do udziału w 36 Wrocławskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora. Podstawą literacką monodramu były fragmenty „Dziennika intymnego”. Po ukazaniu się pełnego tłumaczenia reżyserowi wydała się rzeczą naturalną adaptacja całego dzieła. Premiera nastąpiła w czerwcu 2006 roku. Zanim jednak doszło do jej realizacji powstał przezabawny monodram wg „Ćwiczeń stylistycznych”. To prawdziwe realizacyjne wyzwanie, bowiem „muzyczność i matematyczność” nadają „Ćwiczeniom” walor książki jedynej w swoim rodzaju, nie należącej do żadnego gatunku literackiego. „Jak” tryumfuje tu bez reszty nad „co”, sprawiając, że na bohatera dzieła awansuje niepostrzeżenie sama inwencjami niepohamowana swoboda przekształceń. Monodram odnosi wiele sukcesów, ciągle żywy, gości do dzisiaj w repertuarze Teatru 112.

            „Idę … po zapałki” nie rozczarowuje miłośników talentu Raymonda Queneau. Tu również to co wzniosłe miesza się z tym co przyziemne. Zabawy czysto formalne nie przeszkadzają wnikliwej obserwacji świata, refleksji nad społecznymi urządzeniami i kontaktami międzyludzkimi. Komunikacja bohaterów rozgrywana jest na różnych poziomach, nie nudzi lecz bawi. Jan  Gondowicz ( tłumacz „ Ćwiczeń stylistycznych”) przypomina zestawione kiedyś przez Lema dwa zdania: ,,Antoni  ujął dłoń Marii i powiódł ją w szumiącą leszczynę” oraz „Antek wciągnął Mańkę w krzaki”. To samo? Czy styl przesądza o sensie?

Choć wymowa spektaklu jest bardzo poważna, to komediowa konwencja sprawia, że spektakl doskonale jest przyjmowany przez publiczność. Osią fabuły jest wkraczanie w dorosłość trójki bohaterów pozostawionych przez rodziców, którzy, jak to się czasami zdarza wyszli na pięć minut i nigdy nie wrócili. Bohaterom towarzyszy opiekunka panna Killarney i Barnabé Barnabé, jednak i oni muszą w tej sytuacji zmierzyć się z własną dorosłością.

            Spektakl „ Idę…po zapałki” jest nie tylko okazją do wyśmienitej zabawy, ale również może stanowić wstęp do poznania przewrotnej literatury Queneau.