Aktualności Dodano: 26 lipca 2022

"Trzy piętra" DKF Wiesława Kota

Data rozpoczęcia: 2022-08-12 18:00
Data zakonczenia: 2022-08-12

reżyseria: Nanni Moretti
scenariusz: Nanni Moretti / Federica Pontremoli
gatunek: Dramat / Komedia
produkcja: Włochy / Francja
premiera: 6 maja 2022 (Polska)
Film dostał 3 nominacje.

 

Film "Trzy piętra" to kolejna propozycja na spędzenie wieczoru w kinie KOK. Zapraszamy na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota o stałej, piątkowej porze. Po filmie burzliwa dyskusja o produkcji, a tuż przed seansem prelekcja krytyka, z którą można zapoznać się już teraz.

 

Dziś, drodzy Państwo, na ekranie swego rodzaju lekcja moralna, którą reżyser Nanni Moretti daje nam na czytankowym przykładzie rodzin z trzech pięter dość eleganckiej miejskiej rezydencji, których losy rozgrywają się przed naszymi oczami na przestrzeni dziesięciu lat; pełnych zakrętów losu, incydentów i ogólnego zamętu. Wprowadźmy ich od razu. Na parterze ciężko pracująca rodzina z córką w wieku szkolnym, która pada ofiarą starszego dziwaka z sąsiedztwa. Na pierwszym piętrze z widowiskowym tarasem surowy sędzia, w tej roli sam Nanni Moretti, który wyrzeka się własnego syna po tym, jak ten spowodował śmierć przechodnia, prowadząc po pijanemu. A piętro średnie to młoda matka, która cierpi z powodu wiecznej nieobecności zapracowanego męża, a za to problematycznej obecności jego brata.

Tyle sygnalnego wstępu, który i tak niewiele powie, zanim widz wgryzie się w miąższ całej sytuacji. A my jak zwykle zaczynamy od personelu. Reżyser Nanni Moretti jest jedną z ważniejszych postaci włoskiego kina przełomu XX i XXI wieku. Rocznik 1953, ojciec profesor uniwersytetu, specjalizacja: starożytność grecka, mama nauczycielka literatury w gimnazjum, brat profesor literatury na uniwersytecie. On sam odebrał solidne klasyczne wykształcenie, ale pociągał go film. Do tego stopnia, że sprzedał swoją kolekcję znaczków, by kupić kamerę na ośmiomilimetrowy film i kręcić krótkie etiudy. Dla zaoszczędzenia pieniędzy sam grywał w swoich filmikach. Powoli jego coraz dłuższe filmy bywały wyświetlane w lokalnych rzymskich klubach filmowych, odpowiednikach naszego DKF-u. Kiedy Nanni przerzucił się z ośmiu milimetrów na szesnaście milimetrów, nakręcił pierwszy film krótkometrażowy pod tytułem „Oto Bombo”, w którym grupa młodych Włochów usiłuje znaleźć głębszy sens życia w swojej ojczyźnie lat siedemdziesiątych. Rzecz nieoczekiwanie spodobała się w Cannes, a kiedy Nanni przerzucił się na kręcenie na taśmie trzydzieści pięć milimetrów, nakręcił film pod tytułem „Złote sny”, który na festiwalu w Wenecji zdobył Srebrnego Lwa. Poza tym Nanni konsekwentnie pokazuje się we własnych filmach. Jego brodata twarz stała się częścią włoskiego pejzażu filmowego.

 


Nanni Moretti

 

Grywa ludzi godnych, ale też pogodnych, przyjaznych. Jako ciągle niespokojny duch, Moretti zakłada w 1987 roku dom produkcji filmowej, mający być platformą dla debiutujących autorów, zwłaszcza zaangażowanych społecznie i politycznie. Nazwał go Sacher Film, co jest nazwą wziętą od jego ulubionych deserów Sacher Torte, słynnych ciastek wiedeńskich. W Rzymie wykupuje starą zdewastowaną salę kinową, odnawia ją, żeby stworzyć forum dla prezentacji dzieł młodych niespokojnych twórców. Organizuje pokazy, księgarnię książek niekomercyjnych, organizuje debaty. Tymczasem koroną dokonań Morettiego od początku jego kariery do dzisiaj jest niepokonany jak dotąd pod względem wartości artystycznej film „Pokój syna” z roku 2001, który dostał Złotą Palmę w Cannes. Rzecz opisuje skutki, jakie w rodzinie mieszczańskiej wywołuje przypadkowa śmierć dziecka.

A z rzeczy, które mogłyby nas zainteresować, wymieńmy jeszcze dziełko z roku 2011 pod tytułem „Habemus Papam”. Oglądamy w nim papieża, który został na ten urząd wyniesiony wbrew swojej woli, gra go zresztą weteran kina francuskiego Michel Piccoli. Nastający właśnie papież jest człowiekiem pełnym sprzeczności, wątpliwości, nie czuje się na siłach udźwignąć ciężar sprawowania władzy w Kościele i ucieka ukradkiem z Watykanu. W filmie zagrał również oczywiście sam Nanni Moretti, ale, co dla nas istotniejsze, wystąpił tam również w bardzo szeroko komplementowanej roli Jerzy Stuhr jako rzecznik prasowy Watykanu. A dziś Nanni Moretti w kolejnej odsłonie. Przyznajmy od razu – nie najwyżej komplementowanej, ale ciągle interesującej. Zbliżmy się do niej metodą zacieśniających się koncentrycznych kręgów.

 

 

Krąg pierwszy. Wszystko przeniesione z powieści Eshkola Nevo, autora izraelskiego, która tutaj została przeflancowana z realiów Tel Awiwu do Włoch. Ten żydowski pierwowzór filmu przenika fabułę raz po raz. Jak w zżytej żydowskiej rodzinie, tych Włochów dręczy poczucie, że nieustannie zawodzą tych, których kochają. Więc kwestia miłości i poczucia winy nadaje temu włoskiemu filmowi szczególnego żydowskiego klimatu. Akcja filmu niby biegnie do przodu, ale w gruncie rzeczy porusza się zygzakiem i mogłaby skręcić w każdym innym kierunku. Pokazane tu wątki raczej się wiją niż rozwijają; piętrzą się sytuacje otwarte, takie, które stawiają pytania, a nie uzyskujemy na nie odpowiedzi. Nie należy mylić bierności życiowej z mądrością. Ta mieszczańska kamienica na przedmieściach Rzymu to potraktowany symbolicznie mikrokosmos społeczeństwa, którego ścieżki przecinają się nieustannie. Wszyscy spieszą w poszukiwaniu jakichś znaków orientacyjnych, ale często jest to deptanie w kółko, droga donikąd. Ludzie się po prostu gubią, nawet tego nie odczuwając.

 


Eshkol Nevo

 

Krąg drugi. Skoro mówimy o tym samym budynku, o tej samej kamienicy, to pozwolę sobie a propos przeczytać fragment naszej stosunkowo młodej, dosyć wysoko ocenianej prozaiczki Doroty Masłowskiej, która w tomie szkiców pod tytułem „Dusza światowa” napisała: „Uwielbiam chodzić na blokowisko, porusza mnie to stłoczenie losów, istnień ludzkich jednego pod drugim. Niesamowite jest to, że w tak bezprecedensowej fizycznej bliskości, przedzielone jedynie tekturą (bo ściany w blokach są w zasadzie z tektury), toczą się równolegle kompletnie różne losy, rozgrywają różne historie, które często nie mają żadnego punktu stycznego, bo ludzie zazwyczaj nawet nie mówią sobie „dzień do​bry” w win​dzie”. I w nawiązaniu do tych krzyżujących się losów Masłowska napisała pod wpływem podróży do Nowego Jorku: „… w Nowym Jorku obfitość pierwiastka ludzkiego i różnorodność jest niepomiernie większa, po prostu przewijają się tam takie masy ludzi, tyle konfiguracji i wariacji losów, że niewykluczone jest to, iż jeszcze dzisiaj spotkasz w pralni mężczyznę, który pochodzi z Grenlandii, wykonuje zawód clowna, i śmiertelnie się w nim zakochasz. Tam jest taka obfitość wszystkiego, że nie jesteś jej w stanie ogarnąć myślą”.

 

 

Krąg trzeci to kwestia tego, co bohaterowie filmu, a i my w naszym dniu powszednim wiemy o sobie na podstawie wrażeń i wyobrażeń. Ten problem – mylnego odczytywania sygnałów płynących ze świata – jest centralną kwestią współczesnego, nowoczesnego stoicyzmu. Więc z pracy Piotra Stankiewicza „Sztuka życia według stoików” odnośny fragment: „W zdecydowanej mniejszości jest to, o czym z góry wiemy, jak się potoczy – normą jest mniejsza lub większa doza niepewności. I właśnie w tych rzeczach nierozstrzygniętych z góry, w tych półcieniach i w ciemnych zaułkach, najjaskrawiej widać kluczową rolę wyobrażeń. Wyobraźmy sobie, że idziemy odebrać wyniki badań lekarskich. Póki nie dostaniemy ich do ręki, nie wiemy jeszcze, na co jesteśmy chorzy, ale myśl o tym, że może to być rak albo czarna ospa, potrafi nam skutecznie zepsuć nastrój. Zwróćmy jednak uwagę, że nic się jeszcze nie stało. Stanie się – być może – w przyszłości i wtedy będziemy się musieli z tym zmierzyć. Jak na razie, nie ma żadnego zła, jest tylko wyobrażenie, że zło może przyjść. I właśnie owo wyobrażenie decyduje o tym, czy jesteśmy szczęśliwi i spokojni, czy nie. Koperta z naszymi wynikami ciągle leży w szufladzie u lekarza – jedyne, co mamy, to nasze wyobrażenie o jej zawartości. Wyobrażenie o jutrzejszym wydarzeniu potrafi nam skutecznie zniszczyć dzisiejszy spokój”. I dalej pisze Stankiewicz w ślad za Seneką czy Markiem Aureliuszem: „Sztuka życia jest bowiem sztuką właściwego zarządzania wyobrażeniami. I nie będzie szczęśliwy ten, kto ucieka od odpowiedzialności za nie, kto gdzieś na zewnątrz szuka winnego za swój niepokój lub smutek. Winni jesteśmy zawsze my sami, a błąd jest zawsze ten sam: zrzeczenie się odpowiedzialności za własne myśli. Stwórzmy więc pierwszą zasadę: za każdym razem, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, szukajmy przyczyny w naszych wyobrażeniach. Nigdy na zewnątrz, zawsze w sobie”.

 

 

I krąg czwarty, czyli to, co podpowiada nam bezpośrednio sam film. Upływ czasu pokazany w filmie wykazuje, że samo przemijanie życia czy nabywanie doświadczeń niekoniecznie czyni ludzi mądrzejszymi. A przeciwnie – jeżeli człowiek nie analizuje tego, co go spotkało, jeżeli ustawi się w życiowym dryfie, jeżeli pozwoli wydarzeniom kierować sobą samym, wówczas ich natłok powoduje, że człowiek poddaje się. Życie po prostu toczy się siłą bezwładu, ludzie przepychają się bezmyślnie do przodu, gubią się ciągle w tych samych błędach, obawach, niechcianych związkach. To po prostu zwykłe codzienne dzianie się, nad którym oni sami przestali panować. Życie jest głupie, bezmyślne, monotonne i nagle się kończy. Mówiąc krótko i wprost: głupieje, niewiele rozumie z tego, co go spotkało, nie wyciąga żadnych wniosków. Wobec siebie samego jest równie bezradny, jak był kilka dekad temu i co tu dużo mówić – głupi umiera.

Rozczarowujące? No cóż, tylko dla tego, kto spodziewał się czegoś więcej.

 

 

 

piątek, 12.08, godz. 18:00
sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 12.08 „Trzy piętra”
Podsumowanie dyskusji

Wrażenie po seansie było dość zgodne: film wprawdzie nie był „dramatyczny”, ale jednak „poruszający”. Złożyło się na to wyłożone w nim przeświadczenie, że nierozwiązane w porę problemy narastające w czterech ścianach rodzinnego domu mszczą się przez długie lata. Nierzadko przechodzą z pokolenia na pokolenie. Że nawet całe życie może upłynąć w cieniu bolesnego incydentu z młodości. Że ludzkie życie to materiał czasem na jeden jedyny błąd, który prostuje się potem do końca życia…

I na to wszystko niepewność tego, co wiemy o innych. Obcujemy raczej z wrażeniami co do nich, z własnymi wizjami innych, z własnymi fobiami, schematami myślowymi na ich temat. W rezultacie nie otaczają nas już inni ludzie, lecz nasze fantomy, nasze własne projekcje. I – choć żyjemy w gromadzie - kręcimy się przez lata wokół siebie samych...

 

 

 

 

Patronat medialny: