Aktualności Dodano: 23 czerwca 2022

"Żegnajcie, głupcy" DKF Wiesława Kota

Data rozpoczęcia: 2022-07-01 18:00
Data zakonczenia: 2022-07-01

 

 

reżyseria: Albert Dupontel
scenariusz: Albert Dupontel
gatunek: Dramat / Komedia
produkcja: Francja
premiera: 29 czerwca 2020 (świat)
Film zdobył 6 nagród i 7 nominacji.

 

Zapraszamy na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota. "Żegnajcie, głupcy" to nasza filmowa propozycja na początek wakacji. Przed seansem prelekcja krytyka, którą możecie przeczytać już teraz, poniżej. A po filmie dyskusja.

 

 

Przed nami dzisiaj, szanowni Państwo, lektura, bo tak wolę nazywać przyswajanie filmu w ramach naszych wieczorów; lektura obrazu francuskiego, kwalifikowanego jako dramat i komedię jednocześnie. Jest to ta odmiana filmu, która podejmuje temat poważny, ale żeby widza nie zgnębić, nie przeczołgać, a tym samym nie odstraszyć od kina, podaje ten temat w formie bardziej strawnej, przetykanej elementami rozgęszczającymi, często komediowymi. Wszystko po to, żeby nas te bardziej rozdzierające treści nie przytłoczyły i nie przeciążyły. Tego rodzaju obrzęd filmowy przypomina często sytuację, kiedy ktoś najbliższy odszedł, jesteśmy załamani, ale przecież gości, którzy przyjechali na pogrzeb, trzeba podjąć, obiad trzeba ugotować, klepsydrę zamówić, czarny strój wyprasować. I z jednej strony serce pęka z żalu, a z drugiej zjawia się dawno nie widziana, zabawna i gderliwa ciotka, na której widok trudno się, mimo tragizmu całej sytuacji, nie uśmiechnąć.

Oświetlmy szerzej wiodącą aktorkę tego przedstawienia, jasną blondynkę Virginie Efira, która ze swoją oczywistą urodą zaczęła od telewizji, i to belgijskiej, ponieważ jest aktorką belgijsko-francuską. Jej twarz stała się znana, gdyż nagrała wiele programów dla dzieci, z czasem także dla dorosłych w formatach typu „Mam talent”. Potem stała się jeszcze bardziej znana dzięki posadzie pogodynki na kanale M6 i, o ile to możliwe, jeszcze bardziej znana, ponieważ angażowano ją do prowadzenia coraz to nowszych programów, na przykład typu reality show. Równolegle użyczała swojego głosu we francuskojęzycznych wersjach amerykańskich filmów dla dzieciaków, a kino wypożyczało ją sobie jako znaną buzię do najrozmaitszych epizodów. Trochę na takiej zasadzie, na jakiej u nas prezenterka Irena Dziedzic czy prezenter telewizyjny Jan Suzin grywali siebie samych w licznych filmach, w których ktoś oglądał telewizję.

 


Virginie Efira

 

Tu okazała się aktorką sprawną, wywiązującą się pomyślnie z postawionych jej zadań. Czasami więcej niż pomyślnie, więc zainteresował się nią znaczący reżyser holenderski Paul Verhoeven, który obsadził ją w swoim filmie pod tytułem „Elle” z gwiazdą o formacie Isabelle Huppert. I z roku na rok okazywało się, że Virginie Efira jest zawodniczką wagi ciężkiej, coraz cięższej. A na świeżo możemy Virginie mieć w oczach po filmie zeszłorocznym, u nas pokazywanym całkiem niedawno, pod tytułem „Benedetta” Paula Verhoevena, która u nas była mniej może oglądana, bo to dzieło dość długie i wyczerpujące. Ale za to „Benedetta” była silnie dyskutowana, jako iż rzecz dotyczyła XVII-wiecznej zakonnicy, która cierpi na niepokojące wizje religijne, co nie bardzo podoba się ówczesnemu establishmentowi. A samą sytuację znamy z dziejów wielu wizjonerów i stygmatyków, także u nas, którzy mają szerokie grono zwolenników i wyznawców, ale przez oficjalny Kościół uznawani nie są. Także w Wielkopolsce znalazłoby się kilka tego typu miejsc i postaci, niejako zawieszonych między niebem i ziemią. Weźmy podpoznańską miejscowość Tulce. I teraz oglądamy Virginie Efira w filmie „Żegnajcie, głupcy”, filmie z roku 2020; dziełku opóźnionym, a potem przesuniętym na margines przez pandemię, wartym jednak i dzisiaj naszej uwagi.

 


Virginie Efira w filmie "Benedetta" z 2021 roku

Obok gwiazdy damskiej w filmie jest obecny jego twórca, a więc scenarzysta i reżyser Albert Dupontel. W tej chwili lat 58, francuski aktor i reżyser, głównie humorysta. Zaczynał od tak zwanych stand-upów, czyli od wygłaszania humorystycznych monologów dla gości w restauracjach i kawiarniach. Tak startował w branży także na przykład Woody Allen. Albert do tego stopnia pokochał te występy, że zrezygnował z kariery neurochirurga, a był już po kilku latach studiów na tym kierunku. Z czasem z restauracji przeniósł się ze swoimi monologami do telewizji, tam też zaproponowano mu, by pisał scenariusze do reklam. I na tej zasadzie odpowiadał za francuską kampanię reklamową rosyjskiego samochodu Łada Samara. Kiedy wreszcie Albert Dupontel przeniósł się do kina, występował - przemiennie lub naraz - w trzech rolach: reżysera, aktora i scenarzysty, bowiem żal mu było rozstać się z każdą z tych funkcji. Wszystko przychodziło mu łatwo, ponieważ opanował metodę - podawał ważne i poważne tematy w formie lekkiej, nawet frywolnej. W ten sposób instytucja, jaką stał się Albert Dupontel dorobiła się własnej publiczności. We Francji chodzi się na Dupontela, jak na osobny gatunek filmowy. Artysta dostarcza publiczności produkt w oczekiwanej formule i publiczność bywa usatysfakcjonowana. Mniej więcej od 20. lat Dupontel kręci jeden, a często nawet dwa, trzy filmy rocznie. I nagradzany bywa w Cannes i premiowany Cezarami, najważniejszą francuską nagrodą filmową.

 


Albert Dupontel

 

Nasz dzisiejszy film „Żegnajcie, głupcy” podczas zeszłorocznego rozdania Cezarów zyskał 7 nagród, w tym dla najlepszego filmu, najlepszego reżysera i za najlepszy scenariusz. Tu dodajmy, że we Francji film pokazano po raz pierwszy po zniesieniu godziny policyjnej na fali walki z covidem, która w październiku 2020 roku zamknęła kilka głównych francuskich miast. Widzowie rzucili się do kina na tych „Głupców”, ponieważ byli złaknieni przebywania razem w miejscach publicznych. Film był oglądany, komentowany, odniósł ogromny sukces kasowy.

Z tym wszystkim jego filmy podobały się także w Wielkiej Brytanii, ponieważ Dupontel posługiwał się tym samym odcieniem sarkastycznego humoru, tym samym żywiołem absurdu i tą samą pasją do piętnowania sztampy i głupoty instytucji publicznych, co komicy z grupy Monty Pythona. Powoływał się chętnie na arcydzieło gatunku antybiurokratycznego, na film „Brazil” Terry’ego Gilliama, członka grupy brytyjskich satyryków Monty Pythona, który zresztą zagrał tu epizod. I to nie po raz pierwszy w jego filmach, bo pokazał się już na przykład w roku 2006 w komedii Dupontela „Wykluczeni”. Tu bardzo skromny Francuz w średnim wieku przypadkiem staje się właścicielem munduru należącego do policjanta, który popełnił samobójstwo. Wkłada go, by skorzystać z policyjnej stołówki. Szybko okazuje się, że mundur daje mu dodatkowe uprawnienia, ale też obowiązki, ponieważ fałszywy funkcjonariusz musi zająć się sprawą porwanego dziecka. I znów farsa miesza się z dramatem.

 

 

W filmie „Żegnajcie, głupcy” punkt wyjścia fabuły jest taki, iż czterdziestoletnia fryzjerka, którą gra Virginie Efira, dowiaduje się, że lata wdychania naładowanego chemikaliami lakieru do włosów wywołały u niej śmiertelną chorobę autoimmunologiczną. A ponieważ jej dni są policzone, postanawia odrobić zaległą lekcję życiową i odnaleźć syna, którego oddała do adopcji, gdy była matką stanowczo zbyt młoda, bo miała zaledwie piętnaście lat. Będzie to trudne, ponieważ związane z tym dane administracyjne nie zostały zdigitalizowane. A to prowadzi nas w stronę jakże częstej dzisiaj krytyki rozpanoszonej biurokracji, która gubi człowieka, kiedy tylko znika identyfikujący go papier.

I na ekranie ciągnie się lista skarg i zażaleń po adresem niekompetentnych urzędników, ograniczonych policjantów, niekompetentnych władz cywilnych. A wszystko to w ciągu coraz bardziej absurdalnych, nawarstwiających się dziwacznych okoliczności. A rzecz prowadzi do skrajności również współczesna technologia, która pozwala przy pomocy zwykłego laptopa z dowolnego miejsca we Francji wywołać pożądany alarm przeciwpożarowy czy sterować windami w biurowcu.

 

 

Mamy tutaj tak osobliwą, tak bardzo francuską sytuację filmową, będącą mieszaniną rozgadanej francuskiej komedii, absurdalnej farsy, no i też ponurego dramatu. Wszystko wymieszane i wykazujące raz po raz przerosty w rozmaite strony i różne tonacje. Więc film z założenia nieliniowy i nierówny. A co do tych nierówności, to dodajmy jeszcze, że film podpowiada, iż tylko postacie zupełnie odsiane na margines, odwirowane, nieważne i pomijane, tylko takie osoby mogą jeszcze w naszym zwariowanym świecie żywić nadzieję na przyszłość. No i ta diagnoza, która wieńczy dzieło, że każdy z nas żyje otoczony przez idiotów. A i u nas raz po raz widuje się na zderzakach samochodów, które jadą przed nami naklejkę z napisem „Całe życie z debilami”. Początkowo nas ta naklejka oburza, ale przecież nadchodzą chwile, i to wcale nierzadkie, kiedy sami chętnie byśmy ją sobie przykleili na zderzak samochodu, a czasem i na własne czoło, żeby inni widzieli, co o nich naprawdę myślimy.

 

 

Te przeskoki nastrojów mogą się wydawać niestosowne, niesmaczne. W życiu realnym pewnie tak należałoby je ocenić, ale oglądając film patrzymy na te same sprawy z bezpiecznego dystansu. Wtedy łatwiej oswoić się ze świadomością, że najgłębszy dramat potrafi sąsiadować z farsą. I na odwrót. Groza miesza się z kpiną. Głupawy rechot z krzykiem rozpaczy. Może dzięki temu ten świat jest ciągle jeszcze do wytrzymania...

 

 

Piątek, 01.07, godz. 18:00

sala kameralna KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 1.07. „Żegnajcie, głupcy!”

Podsumowanie dyskusji

Film utrzymany w konwencji „śmiech przez łzy” wzbudził uczucia mieszane. W dodatku trudniej nam było te uczucia nazwać. Padło nawet stwierdzenie, iż – jeżeli zdarzało nam się uśmiechnąć w trakcie oglądania tej w sumie smutnej opowieści –  byliśmy tym własnym śmiechem zażenowani i zniesmaczeni. Ale cóż – taka jest natura komediodramatu, taka też jest reakcja widza…

I w nawiązaniu fragment z książki Piotra Stankiewicza "Sztuka życia według stoików":

"Nie tylko w przeszłości możemy szukać naszych towarzyszy w nieszczęściu, ale również w literaturze i sztuce. Pamiętajmy o tym, biorąc do ręki następną książkę bądź siadając do obejrzenia następnego filmu. Pomyślmy o przedstawionych w nich światach i o zaludniających je postaciach jako o żywym świadectwie tego, jak wygląda życie innych ludzi. Przyjrzyjmy się przedstawionym w nich sytuacjom i zdarzeniom, a nade wszystko perypetiom i dramatom jednostek. Czy biorąc uczciwą poprawkę na konwencję opisu, dalej bylibyśmy skłonni twierdzić, że przedstawione tam losy ludzkie są czymś innym niż to, co spotyka nas w naszym własnym życiu? Stoicy już kręcą przecząco głowami: nie! To jest właśnie bezcenne w >utworach scenicznych i opowiadaniach dawniejszych<, że naocznie i bezpośrednio pokazują nam, iż fundamentalne kłopoty, jakie człowiek ma ze światem i ze swoim życiem, zawsze były i są takie same. Wszyscy musimy się mierzyć z tym samym i dlatego nikt z nas nie jest samotny w cierpieniu. Literatura, film, teatr, wszystkie te małe i wielkie opowieści ludzkości, przypominają nam, że z niczym nie jesteśmy sami. Stoicy powiedzieliby nawet, że nieuchronna powtarzalność pewnych wątków i rodzajów opowieści jest odwzorowaniem faktu, że nic nowego się na tym świecie nie dzieje, a wszystko, z czym mamy dziś do czynienia, miało kiedyś swój precedens".

 

 

 

Patronat medialny: